II wojna światowa – Ród Kasprzyków z Podegrodzia

W poprzednim artykule przedstawiliśmy sylwetki braci Kasprzyk z Podegrodzia: Ignacego i Michała. Gdy wybuchła II wojna światowa, Ignacy Kasprzyk brał udział w walkach podczas obrony wybrzeża pod dowództwem pułkownika Stanisława Dąbka. Michał Kasprzyk natomiast miał uciekać wraz z Janem Chmielakiem i Antonim Łatką, aby dołączyć do polskich wojsk, formowanych za granicą. Losy Michała przedstawiamy w liście, opublikowanym poniżej. W artykule przedstawiamy także sylwetkę Macieja Kasprzyka, przewodnika na trasie Podegrodzie – Słowacja, który przeprowadził przez granicę ks. Władysława Mroczka, późniejszego przełożonego generalnego Zgromadzenia Księży Marianów.

Upamiętnienie egzekucji Jana Chmielaka, Antoniego Łatki z Podegrodzia oraz innych ofiar w Biegonicach i w Gaboniu

Maciej Kasprzyk – przewodnik z Podegrodzia

Maciej Kasprzyk podczas II wojny światowej był przewodnikiem na trasie Podegrodzie – Słowacja. W 1939 r. przeprowadził przez granicę słowacką ks. Władysława Mroczka, który był jednym z pięcioosobowej grupy Polaków, którzy wstąpili do Zgromadzenia Księży Marianów po jego odnowieniu przez bł. o. Jerzego Matulewicza. (W 1951 r. Stolica Apostolska mianowała go przełożonym generalnym zgromadzenia).

Ks. Władysław Mroczek został pochowany w klasztorze Marianów w Balsamo koło Lizbony. W tym miejscu znajduje się także pomnik św. o. Stanisława Papczyńskiego.

Pomnik o. Stanisława Papczyńskiego w Balsamao k. Lizobny

Pomnik o. Stanisława Papczyńskiego w Balsamao k. Lizobny

Wracając do Macieja Kasprzyka – Stowarzyszenie LGD Partnerstwo Dla Ziemi Sądeckiej jest w trakcie realizacji fabularyzowanego filmu dokumentalnego o Macieju Kasprzyku. Zwiastun filmu można zobaczyć poniżej.

Prosili tatę, żeby przeprowadzili księdza na Czechy za granicę, bo chciał jechać do Rzymu. Ale to ciężko było za Niemców, granicę przekroczyć to kula w łeb, ale tata się zgodził.

– wspomina syn Macieja Kasprzyka.

 

List Michała Kasprzyka do Państwa Chrząstowskich

List został wysłany w 1966 r. do Państwa Zofii i Stanisława Chrząstowskich, którzy w tym czasie w Podegrodziu organizowali muzeum (obecnie Muzeum Lachów Sądeckich im. Zofii i Stanisława Chrząstowskich).

Londyn, 26.06.1966r.

Szanowni Państwo Chrząstowscy!

Dziękuję serdecznie za list i pozdrowienia. Jestem niezmiernie wzruszony, że są ludzie którzy się interesują moimi przeżyciami w czasie wojny. Ja muszę podkreślić, że ja nigdy nie uważałem mej ucieczki za jakiś nadzwyczajny wyczyn – po prostu obowiązek wobec Ojczyzny – a żeby walczyć gdziekolwiek możliwie i wrócić ze zwycięską armią do wolnego kraju. Dlatego mój plan i cel było dostać się do Francji, gdzie w tym czasie nowa Polska Armia się tworzyła. Niestety już tyle lat od tego czasu upłynęło i pamięć się powoli zaciera, ale postaram się opisać krótko moje przejścia od czasu opuszczenia kraju.

Pragnę podkreślić, że plan ucieczki opracowaliśmy wspólnie z moim drogim kolegą Śp. Antkiem Łatką – a 12 XI 1939 wieczorem mój drugi drogi kolega Śp. Janek Chmielak był wtajemniczony w nasz zamiar. Niestety obydwaj moi najlepsi koledzy zginęli tak tragicznie – i w tak młodym wieku. Jak Panu może wiadomo – że tylko banalny zbieg okoliczności zadecydował, że ja poszedłem w umówiony dzień, to jest 13.XI. 39, gdyby nie to, to już może bym podzielił los z moimi kolegami.

Ja do tego czasu uważam, że to była jakaś opatrzność – że jak tak szczęśliwie przeszedłem polska-czeską i czesko-węgierską granicę. Więc po banalnym pożegnaniu z rodziną udałem się do Starego Sącza – Barcice Piwniczna. O 12-tej w południe byłem już prawie na granicy, zapytałem się owczarza, gdzie jest najbezpieczniej przekroczyć. Mapę włożyłem do buta, ucałowałem “matkę” ziemię i dotarłem do granicy – przy granicznym kamieniu odpocząłem – rozglądnąłem się i zacząłem biec w dół do pobliskiego lasku.

Jak się do lasku dostałem, usiadłem i dopiero wtenczas się zreflektowałem co ja zrobiłem – cała odwaga mnie odbiegła – i myślałem, że za żadną cenę bym drugi raz tego nie zrobił. Po krótkim odpoczynku zacząłem maszerować w stronę Lubowli, laskiem wzdłuż drogi.

Wieczorem dotarłem do Lubowli. Dostałem nocleg u polsko-czeskiego małżeństwa. Nie mając czeskiej waluty – sprzedałem sweter memu gospodarzowi, a on za te pieniądze zakupił mi żywność na drogę. Na drugi dzień maszerowałem w stronę Presova. Drugą noc spędziłem u Słowaków na farmie. Na drugi dzień dostałem podjazdkę furmanką dosyć duży kawałek drogi. Wieczorem dotarłem do granicy. W lesie spotkałem czeskich drwali i oni mi pokazali, gdzie granica biegnie. Późnym wieczorem dotarłem do Koszyc. W Koszycach udałem się na policję i tam po przesłuchaniu po dwóch dniach wysłano nas (było tam więcej młodych Polaków) do polskiego cywilnego obozu dla uchodźców. W obozie byłem do 31.12.39 r.

W Sylwestra udałem się pociągiem do Budapesztu. Ale to tylko dzięki temu, że ja zamieniłem moje nowe ubranie na stare ze znajomym w zamian za dziesięć „pengo” [dawna waluta] ażeby sobie bilet kolejowy kupić. W Budapeszcie udałem się do polskiego konsulatu i po dwóch tygodniach zostałem wysłany do Francji pociągiem przez Jugosławię, Włochy  do Modane we francuskich Alpach. Z Modane Bressiere, polskiego ośrodka wojskowego – a później zostałem wcielony do 2-go Batalionu Telegraficznego 2-giej Dywizji Strzelców Pieszych (D.S.P).

Kwaterowaliśmy w Versalu aż do 20-go maja 1940. W Versalu ukończyłem kurs motorowy i zostałem wyznaczony jako goniec motocyklowy do obcej kompanii – a później jako goniec między dowódcą Dywizji a dowódcą Batalionu. Dowódcą Dywizji był Gen. Prugar-Ketling – bardzo walny gość [poważana osoba] i wielka szkoda, że umarł tak młodo.

Dalsza część artykułu na kolejnej stronie.

Następna strona »