Upamiętnienie egzekucji Jana Chmielaka, Antoniego Łatki z Podegrodzia oraz innych ofiar w Biegonicach i w Gaboniu

19 grudnia 1939 to tragiczny dzień dla dwóch 19 latków z Podegrodzia i ich rodzin. W tym dniu niemieccy gestapowcy dokonali pierwszej zbiorowej egzekucji w Biegonicach – rozstrzelano Jana Chmielaka i Antoniego Łatkę z Podegrodzia oraz trzech oficerów z Kielc.

Mieszkańcy Podegrodzia, przedstawiciele banderii konnej „ISKRA” z Jazowska oraz ks. Piotr Waśko, misjonarz, który od kilkunastu już lat pracuje na misjach św. w Papui Nowej-Gwinei upamiętnili 81. rocznicę egzekucji w Biegonicach. Złożono wieniec oraz odczytano nazwiska osób, którzy polegli w tym miejscu.

Pamiętając o poległych, którzy stracili swoje życie w tym miejscu, ale także za tych, którzy zginęli w innych miejscach, oddając swoje życie za Ojczyznę, za wolność, którą my dzisiaj możemy się cieszyć, módlmy się odmawiając Tajemnicę Chwalebną Różańca Św. Zmartwychwstanie Pana Jezusa, prosząc aby oni cieszyli się nowym życiem, tak jak my cieszymy się wolnością teraz, tutaj na ziemi.

– rozpoczął modlitwę za poległych ks. Piotr Waśko.

Następnie odśpiewano Hymn Polski oraz odczytano list przesłany przez Michała Kasprzyka, który miał uciekać wraz z Janem Chmielakiem i Antonim Łatką, aby dołączyć do polskich wojsk, formowanych za granicą.

(..) Jestem niezmiernie wzruszony, że są ludzie którzy się interesują moimi przeżyciami w czasie wojny. Ja muszę podkreślić, że ja nigdy nie uważałem mej ucieczki za jakiś nadzwyczajny wyczyn – po prostu obowiązek wobec Ojczyzny – ażeby walczyć gdziekolwiek to możliwe i wrócić z zwycięską armią do wolnego kraju. Dlatego mój plan i cel było dostać się do Francji, gdzie w tym czasie nowa Polska Armia się tworzyła. Niestety już tyle lat od tego czasu upłynęło i pamięć się powoli zaciera, ale postaram się spisać krótko moje przeżycia po opuszczeniu kraju. Pragnę podkreślić, że plan ucieczki opracowaliśmy wspólnie z moim drogim kolegą Śp. Antkiem Łatką – a 12 XI 1939 wieczorem mój drugi drogi kolega Śp. Janek Chmielak był wtajemniczony w nasz zamiar. Niestety obydwaj moi najlepsi koledzy zginęli tak tragicznie – i w tak młodym wieku. Jak Panu może wiadomo – że tylko banalny zbieg okoliczności zadecydował, że ja poszedłem w umówiony dzień, to jest 13.XI. 39, gdyby nie to, to już może bym podzielił los z moimi kolegami. (…)

Przy tej okazji warto wspomnieć sylwetki braci Kasprzyk z Podegrodzia: Ignacego i Michała. Wspomnienia o nich z czasów wojny spisała ich siostra, pani Helena Skoczeń (z domu Kasprzyk).

Gdy wybuchła II wojna światowa 1 września 1939 r. najstarszy brat Ignacy Kasprzyk był w wojsku, odbywał obowiązkową służbę wojskową. Brał udział w walkach podczas obrony Wybrzeża w kampanii wrześniowej pod dowództwem pułkownika Stanisława Dąbka. Następnie został zabrany do niewoli, do ciężkich prac w Niemczech. Po wojnie został uhonorowany licznymi odznaczeniami m.in. Medalem Za Udział W Wojnie Obronnej 1939, Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945 r., Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Drugi brat Michał młodszy poszedł do wojska jako ochotnik i gdy wybuchła wojna, udało mu się uciec i nocami pieszo dotarł do rodzinnego domu, ale jako młody patriota nie zamierzał siedzieć i czekać, aż go Niemcy zabiorą, postanowił potajemnie iść z domu, wstąpić do polskich wojsk. Więc z dwoma kolegami (Łatka i Chmielak) spotykali się mając mapę przeglądali, którędy mogliby dostać się do polskich wojsk za granicą. Postanowili iść 13 listopada w święto Stanisława Kostki, patrona młodzieży. Jak postanowił tak zrobił, powiedział że idzie do kościoła, całując mamę i tatę w rękę i zostańcie z P. Bogiem. W przeddzień jego ucieczki napisał list pożegnalny, w którym było napisane „Kochani Rodzice – nie gniewajcie się, że tak postąpiłem, ale inaczej nie mogłem. Mam czekać, aż mnie Niemcy zabiorą? nigdy – idę walczyć o wolność Ojczyzny. A ci dwaj koledzy postanowili iść za dwa tygodnie, ponieważ ojciec jednego kolegi był zaaresztowany, jaieś nieporozumienie, gdyż ojciec był wójtem, czekał powrotu, urządzili pożegnanie (kapusiów nie brakowało) ktoś doniósł, kiedy mają przekraczać granicę i już tam czekali na nich. Zgarnęli ich i przywieźli do Biegonic i rozstrzelali młodych patriotów.

Upamiętnienie Józefa Garwola i partyzantów oddziału „Juhas”

Następnie zebrani udali się do Gabonia, gdzie upamiętniono Józefa Garwola oraz partyzantów oddziału „Juhas”. Do uroczystości dołączył sołtys sołectwa Gaboń – Praczka Andrzej Kuczaj, radna gminy Stary Sącz i sołtys Skrudziny Lidia Szewczyk oraz rodzina Józefa Garwola.

Pod pomnikiem złożono wieniec, zapalono znicze. Następnie Leszek Konstanty odczytał fragment wspomnień Feliksa Trzajny, dowódcy partyzantów „Juhasa”.

W pamiętnym dniu 2 grudnia 1944 roku F. Trzajna dowodził czteroosobową grupą partyzantów „Juhasa”. Oto ich nazwiska: Kazimierz Konstanty „Zagłoba” z Podegrodzia, Tadeusz Pietrzak „Skrzypek” ze Starego Sącza, Wojciech Plata „Wiosło” ze Stadeł, Władysław Urbańczyk „Orzeł” z Nowego Sącza. (..)

Po udanej akcji w Starym Sączu doszliśmy przez góry do Gabonia. Gdy nadjechało gestapo, znajdowaliśmy się na Praczce w mieszkaniu Józefa Garwola. Postanowiliśmy otworzyć ogień, ale ze względu na dzieci i dorosłych (razem było 14 osób) nie uczyniliśmy tego. Sytuacja była bez wyjścia. Trzeba było zadecydować: albo poddać się, albo narazić niewinnych ludzi na utratę życia, w tym maleństwa leżące jeszcze w kołyskach.

Zdecydowałem: „nie strzelać”. Wyszliśmy przed dom poddając się. Była godzina 7 rano dnia 2 grudnia 1944 r. Doskoczyli do nas. Najpierw przystąpili do mnie krzycząc: „herszt”. Ja byłem w mundurze partyzanckim, a towarzysze „na cywila”. Miałem przy sobie karabin, rewolwer i granaty. Brutalnymi ruchami skrępowali mi ręce w tyle powrozem i zawiązali go na szyi, toteż przy najmniejszym ruchu głową dusiłem się. Gdy leżałem brzuchem na śniegu, znęcali się nade mną krzycząc i kopiąc. Następnie związali moich kolegów i gospodarza Garwola.

Na trzeci dzień wezwano mnie na gestapo w celu sporządzenia protokołu. Przechodząc przez korytarz zobaczyłem straszną scenę. Gospodarz J. Garwol, zbroczony krwią leżał na więziennym korytarzu, ręce miał związane drutem, a pies znęcał się nad nim: gryzł i szarpał go jak wściekły. Człowiek ten spojrzał na mnie w przelocie. Widzę jego wzrok jeszcze dzisiaj. Tego zapomnieć się nie da.

Ks. Piotr odmówił modlitwę za zmarłych, odśpiewano Hymn Polski, a p. Lidia Szewczyk zaśpiewała „Kolędę dla nieobecnych”.

Będziemy się starać, żeby upamiętniać to co roku i niekoniecznie tylko w tym dniu, ale również na Wszystkich Świętych, na Święta żeby ludzie zadumali się na chwilę, dlaczego tutaj coś się dzieje przy tym pomniku. Że to jednak jest kawał pięknej polskiej historii, polskiego patriotyzmu, gdzie ludzie oddawali życie w obronie innych, żeby ich chronić.

– powiedziała p. Lidia Szewczyk.