Niezłomni z gminy Podegrodzie

W zeszłym roku na wieczną wartę odszedł ostatni Niezłomny z Podegrodzia – Stanisław Skoczeń. W jego pogrzebie uczestniczył Poczet Sztandarowy  Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, koło Nowy Sącz, wystawiając sztandar. ŚZŻAK – koło Nowy Sącz kontynuuje kultywowanie pamięci o Żołnierzach Niezłomnych powiatu Nowosądeckiego drugiej konspiracji. W gminie Podegrodzie żyje jeszcze jeden Żołnierz Niezłomny – Józef Błaszczyk z Olszany – Wolicy.

Msza św. za Żołnierzy Niezłomnych

1 marca 2019 r. z intencji rodzin z Podegrodzia, tj Heleny Skoczeń, Józefa Perełki w raz  z synem Sylwestrem, Anny Łatki, Leonii Nawalaniec, Józefa Basty i Leszka Konstantego w kościele Parafiaialnym w Podegrodziu została odprawiona msza święta za Żołnierzy Niezłomnych z gminy Podegrodzie i wsi Kadcza w gminie Łącko. Mszę odprawił nasz rodak ksiądz Piotr Waśko.

Stanisław Skoczeń – „Mnie nie kupił nikt”

W roku 1947 powstała Polska Podziemna Armia Niepodległościowa, która miała zaprowadzić porządek w kraju, gdzie panował sowiecki nieład. Na jej czele stanął mieszkaniec Nawojowej, były żołnierz AK – Stanisław Pióro, pseudonim „Zenit”. Organizacja liczyła ok. 80 członków, niestety przestała istnieć po niespełna dwóch latach. Przywódcy zostali aresztowani i skazani przez stalinowskich oprawców na karę śmierci. Pomimo tego, Polacy głodni prawdziwej wolności i pragnący uwolnić się od sowieckiego okupanta nie poddają się. W maju 1950 r. powstała nowa antykomunistyczna organizacją, pod nazwą Polskie Siły Zbrojne „Odwet”, która następnie zmienia nazwę na „Odwet Górski”. Przywódcą zostaje Zbigniew Makusz – Woronicz o pseudonimie „Montana”. Celem organizacji, jest zebranie przynajmniej 60 osób z terenu Starego Sącza, Podegrodzia, Łącka, Limanowej, i Kamiennej; ludzi w różnym wieku i różnej profesji. Musieli to być ludzie pewni, niezłomni, na których można byłoby polegać. I właśnie do takich ludzi należał Stanisław Skoczeń z Podegrodzia.

Okupacja hitlerowska

Stanisław Skoczeń pseudonim „Górol” urodził się 31 marca 1926 roku. Gdy nadeszły czasy hitlerowskiej okupacji, miał zaledwie 13 lat, jednak bardzo dobrze pamiętał tamte czasy i tak je wspominał:

…Byłem dzieckiem, chodziłem do siódmej klasy. Na rozkaz Niemców trzeba było wozić końmi drzewo z lasu. Ojciec było chory, a konia było szkoda. Wiadomo, co Niemcy robili z koniem, jak któryś nie poszedł – kula w łeb, więc poszedłem zamiast ojca. Zgłosiłem się gotowy do pracy, a żołnierze pytają mnie: Dziecko, po co tu przyjechałeś? Jak powiedziałem dlaczego, zaczęli się ze mnie śmiać. Mrozy były ponad minus 30 stopni, a dzień w dzień trzeba było wozić. I to wszystko szło w Niemcy. Drzewa piękne, wysokie. W miesiąc wywieźli wszystko z Gabonia i lasów Kadeckich.

Państwo Skoczniowie mieli najpiękniejszego konia we wsi, więc Niemcy zażyczyli sobie, bo właśnie ten koń powoził furmanką, którą zarekwirowali rodzinie z dworku w Olszanie. Pan Skoczeń przywoził Niemców na miejsce, oni pilnowali ludzi przy pracy, gdy on w tym czasie wyprzęgał konie i dawał im jeść. Pewnego dnia było jednak inaczej:

„Wybuchła strzelanina, wywołali ją Partyzanci. Niemcy schowali się w bryczce. Kule świstały koło nas. Uciekałem z nimi, bo co miałem zrobić. Pojechaliśmy do Dąbrówki. Żyd miał tam gorzelnię i żołnierze SS tam pili i pili. Było bardzo zimno, ja czekałem na nich na polu. W końcu jeden wyszedł i mówię mu: „Chcę jechać do domu, bo zimno: Wrócił się do karczmy i po paru minutach przyniósł mi 0,5 l wódki i kazał wszystko wypić. Miałem 13 lat, nie chciałem tego zrobić, ale groził, że mnie zastrzeli. Wypiłem i pojechaliśmy do Podegrodzia. Tam mieszkał ten Niemiec ze swoją ruską dziewczyną. I tam powtórzyła się historia, ale zamiast wódki dostałem piwo. Kobieta radziła mi, abym się mu nie sprzeciwiał, bo mnie zabije – bo taki już jest. Konie mi uciekły na podwórko sąsiada. Przewracałem się, ledwo doszedłem do domu. Rano nie mogłem wstać, więc przysłali po mnie żołnierza. Rodzice zaczęli tłumaczyć, co się stało i podarowano mi ten dzień pracy.

Pan Stanisław wspomina tą historię z uśmiechem na twarzy, bo jak mówi „Nie ma się, co wstydzić, bo różnie w życiu jest”.

Okupacja sowiecka

Skończyła się jedna okupacja i nastała druga. Pod pewnymi względami jeszcze bardziej mordercza, w której Sowieci polskimi rękami mordowali bohaterów narodowych. Ludzi, którzy dla ojczyzny gotowi byli oddać swoje życie. Polska była dla nich najważniejsza i dla niej gotowi byli znosić więzienne tortury. Za drugiej okupacji pan Skoczeń miał już 19 lat. Na początku woził drewno do budowy mostu.

Miała wtedy miejsce pewna historia: „jeden koń złamał nogę i robotnicy prosili Rosjan by dobili zwierzę, aby się nie męczyło. Jednak oni nie poświęcili tej jednej kuli by ulżyć zwierzęciu. Na drugi dzień zostały tylko wnętrzności, jak twierdzą świadkowie, Rosjanie wszystko wzięli i zjedli” Może jest to trochę wyolbrzymiona historia, ale kto wie, czy nie prawdziwa. Nasi wschodni sąsiedzi już nieraz udowodnili, że ich kultura różni się od kultury europejskiej. Przykładem jest anegdotka, którą wspomniał pan Skoczeń.„Podczas służby wojskowej na jednostce pojawiło się radio. Wszyscy chętnie słuchali, ale jeden z żołnierzy, Rosjanin zwany przez kolegów „politycznym” stwierdził, że to jest niemożliwe, aby „towarzysz gawarisz, a nie było go widać”

W 1949 roku Stanisław Skoczeń poszedł do wojska, gdzie spędził 27 miesięcy. Po skończonej służbie pracował na gospodarce i zaczął swą działalność w „Odwecie Górskim”. Jednak zbrodniczy system posiadał w swym zasięgu wielu ludzi, którzy za przysłowiowe „srebrniki” sprzedawali tych, którzy nie godzili się z obecną sytuacją. Właśnie przez zdrajców udało się aresztować „Górola” w 1952 roku. Pierwszą dobę spędził w więzieniu w Nowym Sączu. Tam usłyszał „Albo będziesz mówił, co chcemy, albo będziesz tu gnił”. Jeszcze tego samego roku, a dokładnie 18 września, został skazany wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie na 6 lat więzienia, ale dzięki amnestii i ciężkiej pracy, kara została skrócona o dwa lata.

Pierwszy rok pan Skoczeń spędził na Montelupich, drugi w Strzelcach Opolskich, pracując w kamieniołomie. Tam, jak wspomina, pracował w ciężkich warunkach, niekiedy nawet w 40 stopniach Celsjusza. Kamienie były rozgrzane, więc pracowało się w rękawicach, które były za duże i utrudniały pracę. Kiedy Pan Stanisław powraca myślami do tego okresu, wspomina niesamowitą historię, kiedy to pracując w pocie czoła w jeden z tych upalnych dni polskiego lata, uratował zdrowie, a nawet życie kolegi. Wydarzenie to jest związane z zasadami, jakie panowały w kamieniołomie. Otóż, kiedy mężczyźni ładowali kamienie na wózki, którymi potem wożono je do składu, należało podłożyć klin pod koła wózka, jako że teren był pochyły i wózek mógł zjechać. Tego feralnego dnia jeden z pracowników nieodpowiednio podłożył klin pod koła i w pewnym momencie, gdy wkładał kamień, wózek ruszył, wciągając nogi mężczyzny pod koła. Sytuacja była niebezpieczna i mogła zakończyć się tragicznie, gdyby nie odwaga, siła i poświęcenie pana Staszka, który gdy tylko zorientował się, co się dzieje i usłyszał przeraźliwy krzyk kolegi, skoczył mu na ratunek, podnosząc wózek do góry i uwalniając zakleszczone nogi kolegi.

Następnie Pan Skoczeń został przeniesiony do kopalni „Dymitrow” w Bytomiu. Podczas odbywania kary musiał pracować kilkanaście godzin dziennie w nieludzkich warunkach, wysłuchując ciągłych gróźb i zniewag. Do jego głowy przystawiano pistolet i nazywano go „wrogiem Polski”. W trakcie tej niewolniczej pracy złamał rękę, która nie została wyleczona i do końca życia pan Stanisław miał problem z jej porusza- niem. Przez ciągłe znieważanie i groźby doznał nerwicy lękowej, która była przyczyną zrywania się ze snu i ucieczek.

Po odbyciu kary niejednokrotnie namawiano pana Skocznia do współpracy z UB. Wielu TW odwiedzało „Górola” i mówiło: „Państwo cię uwolniło, musisz być teraz po jego stronie. Wtedy pan Staszek zawsze odpowiadał: „Swoje odsiedziałem, nic do mnie nie macie”. Pan Stanisław ocenia, że komunistyczne sądy były smutną parodią wymiaru sprawiedliwości, o czym przekonał się również niejaki pan Jarecki, starszy pan – znajomy pana Skocznia, który był stróżem na nowo powstającym osiedlu mieszkaniowym. Został on mianowicie oskarżony, a potem skazany za rzekomą kradzież 50 ton cementu z terenu budowy. Podczas procesu Jarecki„chodził z nóżki na nóżkę” twierdząc, że: „Za niewinność mnie skazali, więc nie usiądę”. Było to wyrazem buntu wobec aparatu komunistycznego, który terroryzował polskie społeczeństwo.

Na pytanie, czy czuje się Żołnierzem Wyklętym, Pan Skoczeń odpowiada:

„Pewnie, bo byłem wrogiem PRL-u. Urągali mi niejedni, a młodzi się ze mnie śmiali. Moje słowo nigdy nic nie znaczyło.”

Pan Skoczeń nigdy wcześniej nie opowiadał o tym, co go spotkało. W 2014 r. opowiedział swoje wspomnienia Iwonie Lichoń, która opracowała tę historię, a jej praca została nagrodzona w IV edycji konkursu historycznego „Żołnierze wyklęci  – Bohaterowie Antykomunistycznego Podziemia” – Nowy Sącz, 24 marca 2014 r. Do końca swojego życia Stanisław Skoczeń mieszkał wraz z żoną, dziećmi i wnukami w spokojnej wsi Podegrodzie, niedaleko Starego Sącza. Mimo, że wiele wycierpiał za swoje poglądy do ostatnich dni bardzo uważnie śledził sytuację polityczną Polski. Zawsze był dumny, z tego że jest Polakiem. Nie szczędząc krwi w potrzebie, broniąc niepodległości Ojczyzny pokazał do czego zdolny jest człowiek, który kocha swój kraj. Jest to postać, która nie tylko słowem, ale i czynem pokazuje, jakie obowiązki ma Polak.

Na koniec przytoczymy list, który jest drogocenną pamiątką w rodzinie Państwa Skoczniów. Jest to list napisany przez młodego żołnierza do swojej matki. Ukazuje on tragizm wojny i okupacji, rozłąki oraz tęsknotę syna, który jak się potem okazało, nie powrócił już do domu rodzinnego i już nigdy więcej nie mógł wtulić się w matczyne ramiona. Na szczęście „pamięć o Nim wciąż się tli” w sercach najbliższych. Niech ten list uświadomi młodemu pokoleniu, jak piękna jest miłość matczyna i jak często zbyt późno dostrzegamy jej wagę.

List do mamy od syna Staszka!

Martwiłaś się o mnie mamo moja droga, gdy byłem maleńkim człowiekiem. Miła mi była miłość Twoja błoga, gdy mnie karmiłaś swoim słodkim mlekiem. Gdy skończyłem szósty rok życia. Dałaś mnie mamo do szkoły. Nieraz zasłużyłem na kary, na bicia, bo byłem chłopcem swawolnym, wesołym. Wpajałaś we mnie moja drogo mamo Modlitwę, Wiarę w prawdziwego Boga. Powtarzałem modlitwę za Mamą tak samo. Za co Ci dziękuję moja Mamo droga. Starałaś się Mamo, aby mnie wychować. Na chłopca cichego i w bojaźni Bożej. Bym mógł swą duszę czystą zachować. By była piękną, czystą jak najdłużej. Gdy Niemcy napadli na ten kraj nasz miły. Siedzieliśmy razem w piwnicy. Płakałem ze strachu, kiedy działa biły, leciały samoloty w kształt błyskawicy. Ty mnie pocieszałaś Mamusiu kochana. Gdy byłem strapiony i spłakany wielce. Wzięłaś moją głowę na Swoje kolana. Wtedy czułem jak biło Twoje biedne serce. Różne miałaś zmartwienia w tych czasach niedoli. Kiedy Niemiec panował w naszym miłym kraju. Jeden syn z wojny poszedł do niewoli. Drugi wywędrował do obcego kraju. Ja dorastałem i byłem wesoły. Przynosząc Ci nowe zmartwienia. Kiedy przynosiłem Ci dwóje ze szkoły. Nie miałaś chwili wytchnienia. I znowu minęło kilkanaście lat. Skończyłem na zawsze z tą szkołą. ! wyjechałem w tak daleki świat. By szukać szczęścia na nowo. Zacząłem na nowo patrzeć znów na życie. I zrozumiałem co znaczy kochająca matka. Lecz mi Jej brakło w tym dalekim świecie. I byłem zmartwiony jak ten ptak do ostatka. A gdy wyjeżdżałem z tej rodzinnej wioski. W daleki świat nad morze. Jechałem spokojnie i bez żadnej trwogi. Bo dałaś mi na drogę Swoje słowo Boże. Chciałbym Cię zobaczyć moja Mamo miła. I swoją wioskę kochaną. Byś mnie tak jak dawniej miłością darzyła. Iść dalej drogą cierniami usłaną. Dziękuję Ci Mamo za Twe trudy, znoje. Które nie przyszły Ci lekko. Pragnę całować srebrne łzy Twoje. Coś ich tyle wylała nad moją kolebką.

Inowrocław, 25 październik 1959 roku

Niezłomni z gminy Podegrodzie przeżyli piekło

W 2014 roku, w Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, dwóch żołnierzy z naszej gminy, którzy przeżyli piekło komunistycznych katowni i nie dali się złamać, odwiedzili cele, w których torturowano polskich patriotów.

Tylko dlatego, że marzyłem o prawdziwie wolnej Polsce, traktowano mnie jak największego jej wroga.

– wspomina Józef Błaszczyk, łącznik w partyzanckim oddziale „Błyskawica”, który został aresztowany w Olszanie, w lutym 1949 r.

Nigdy nie zapomnę tych przesłuchań, choć minęło już tyle lat.  Dostałem wyrok sześciu lat więzienia. Potem trafiłem na ciężkie roboty do kopalni Knurów.

-wspomina pan Józef.

Natomiast Stanisław Skoczeń, którego sylwetkę przybliżyliśmy w poprzednim tekście, za udział w działaniach grupy „Odwet górski” trafił od razu do osławionego krakowskiego więzienia na Mon­telupich.

Kopali mnie, bili całymi dniami. To był horror, aż dziwię się, że zdołałem to przeżyć.

-wspomina Stanisław Skoczeń, który również usłyszał wyrok sześciu lat więzienia. Obaj żołnierze byli członkami Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Przez długie lata byli dręczeni. Nawet w wolnej Polsce o ich bohaterskich czynach zapominano. Swoje święto mają dopiero od roku 2011. Wizytę obu członków PPAN w Nowym Sączu w 2014 r. zainicjowało stowarzyszenie Partnerstwo dla Ziemi Sądeckiej z Podegrodzia.

O innym Żołnierzu Niezłomnym z Podegrodzia (Stanisław Perełka „Dębiński”), możecie przeczytać tutaj.

Źródła:
Iwona Lichoń, Kurier Grybowski Nr 1/60
dziennikpolski24.pl
fot. Wojciech Chmura
Dziękujemy p. Leszkowi Konstantemu z Podegrodzia za przesłanie materiałów do artykułu